top of page

Co młodzież kiedyś robiła z okazji świąt Wielkanocy?


Dzisiaj wrzuca się śmieszne rzeczy na IG i FB, urządza sesyjki gier on line, gada, słucha muzyki ( nie zawsze grzecznej ) i wymyśla różne formy spotkań w sieci. Czyli w ramach nowej rzeczywistości, młodzi szukają kontaktu, lekarstwa na nudę, zapomnienia o tym co niefajne i sposobów na wygłupy. A to w sumie oznacza, że oprócz zewnętrznych okoliczności, niewiele się zmieniło;) Bo kiedyś, to było tak.

W Niedzielę Palmową każdy szanujący się żak, stawał się pucherokiem, czyli wierszokletą wymyślającym trochę głupie, grubiańskie, śmieszne rymowanki, wyśmiewające i obrażające otoczenie, a następnie stawał przed kościołem, w towarzystwie kolegów i dumnie wygłaszał swoje dzieło w nadziei, że kogoś rozśmieszy, zdobędzie trochę popularności i dzięki temu uda mu się zarobić parę groszy na świąteczną strawę i odrobinę piwa ( żak, to dawny student żeby nie było ;))

W Wielki Czwartek, gdy zawiązywano dzwony w kościołach, a kapłani uderzali mszałami o pulpity na znak chaosu, który zapanował wśród apostołów, młodzi ludzie wykorzystując ten obrzęd rozpoczynali zabawę. Rozbiegali się po okolicy robiąc wokół dużo hałasu, tłumacząc swoje zachowanie koniecznością wygnania diabła.Szyto również kukły Judasza, które ciągnięto ulicami, wieszano na drzewie, a następnie palono.

W Wielki Piątek dorośli byli zajęci przygotowaniami świątecznych smakołyków, które natychmiast trafiały pod klucz w obawie przed wygłodniałymi urwisami. Młodzi wtedy znów wynajdowali sposoby, aby czymś się zająć i skrócić ciągnący się czas postu. Wrzucali do dzbana resztki znienawidzonego żuru postnego i szkielet rybi, wieszali dzban na drzewie i go strącali. Dzban wreszcie spadał, tłukł się i następował tradycyjny pogrzeb śledzia i żuru. Coraz mniej czasu pozostawało do upragnionej uczty.

W Wielką Sobotę krasiło się jaja, a wieczorem kapłani błogosławili ogień. Od świętego ognia, zapalało się świecę, rozżarzało hubkę i niosło do domu, aby zapalić lampy i rozświetlić wszystkie zakamarki obejścia. Szczególnie oświetlało się młode cielątka, kurczątka, kaczuszki ;), a resztki z ogarków rozsypywano wokół domu dla ochrony.

I wreszcie Wielka Niedziela i po rezurekcji nadzieja na zjedzenie czegoś pysznego. Jeszcze tylko zupa zwana chrzanówką, którą cała rodzina jadła zgodnie z jednej miski, a nawet jedną łyżką. Sprawa była ważna, bo chrzan zapewniał zdrowy żołądek, zdrowe zęby, wszystko zdrowe i jeszcze miłość w rodzinie, więc rozumiecie, że nikt się nie migał. Płakali od chrzanu i jedli, a potem to już tylko pyszna zabawa i konkurs: czyje jajo najmocniejsze. I bardzo ważne, wolno było tylko jeść, niczego więcej nie wolno było robić, żeby przypadkiem nie wypłoszyć dusz, które przybyły do rodzinnych domów w świąteczne odwiedziny :)

A Poniedziałek Wielkanocny to oczywiście śmigus dyngus, dzień wesołości i swawoli. Młodzi chłopcy wędrowali od domu do domu lejąc wodą i śmigając witkami głównie młode dziewczyny, te upatrzone. Zabawie nie było końca, choć Kościół bardzo chciał ją ukrócić, ale bezskutecznie. Dodatkowo chłopcy się przebierali i w ramach dyngusa składali życzenia i zbierali datki z wielkanocnych przysmaków.

I taka to była historia. Ten rok nie sprzyja zachowaniu tradycji, ale przecież macie czas. Może w przyszłości coś sobie przypomnicie i włączycie nowe stare elementy do swojej historii. Zawsze można wprowadzić jakieś innowacje do starych zwyczajów, unowocześnić i dać im nowe życie :)


Wszystkiego dobrego i odkrywczego!

Taboret


69 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Komentarze


bottom of page